Szybko zjadłam i nie zważając na to, że chłopak wciąż je, wciągnęłam na siebie czapkę i kurtkę. wyszłam zostawiając na stole pieniądze za posiłek.
-Alice! - krzyczał za mną - Stój! Alice!
Byłam wściekła. Komu on pozwala się tak traktować?!
To wszystko jest chore.
-O co Ci chodzi?- wydyszał wbiegając przede mnie.
-O co? - parsknęłam ironicznie - Serio pytasz? w co Ty jesteś wpakowany?! Wątpie, żeby dla zabawy ludzie bili drugich.- warknęłam i odepchnęłam go od siebie.
Złapał mnie za ramię i zatrzymał.
-Nie będę Ci tego tłumaczył. Nie zrozumiesz...- zaczął się bronić.
Uniosłam brwi i już chciałam powiedzieć, że nie ma prawa stwierdzać, że czegoś nie zrozumiem dopóki nie spróbuje chociaż tego wytłumaczyć, ale podbiegła do nas Cindy. Ma wyczucie...
Szeroko się uśmiechnęła i miała lekką zadyszkę.
-Udało mi się was dogonić. - oznajmiła - Skończyłam właśnie swoją zmianię i chciałam...- przerwała.
Jestem pewna, że zauważyła, że posyłam światu podłe spojrzenie, a Ed nie jest temu wszystkiemu dłużny.
-Coś się stało? - zapytała łagodnie.
-Zapytaj jego. - odburknęłam i ruszyłam na przystanek.
Szli za mną i bardzo cicho rozmawiali. Pewnie mówili coś o mnie.
Właściwie, mam gdzieś o czym rozmawiali. Wsiedli za mną do autobusu, ale wysiedli dwa przystanki dalej. Nie pożegnali się, ani nawet nie spojrzeli w moją stronę. Zezłoszczona, wysiadłam z autobusu na swoim przystanku i poszłam do domu. Zaczęłam grzebać w torbie w poszukiwaniu kluczy.
Nie było ich.
-Cholera.- mruknęłam pod nosem.
On je ma.
Zacisnęłam usta i uderzyłam otwartą dłonią w drzwi. Moje nerwy całkowicie puściły. Położyłam torbę na zamarzniętej posadzce i usiadłam. Kilka ciepłych łez spłynęło po moich policzkach. Często płaczę ze złości.
Co mam teraz zrobić? Nie mam jak się z nim skontaktować, nie wiem gdzie on jest i nie wiem kiedy wróci i czy w ogóle wróci.
Krótko mówiąc, utknęłam na swoim ganku.
Po dwóch godzinach ( tak myślę, ponieważ bateria w telefonie się rozładowała i nie miałam pojęcia, która jest godzina), zaczynałam coraz bardziej marznąć. Powinnam siedzieć teraz w domu z Jaredem i się uczyć.
Jaredowi musi być przykro, że tak długo jest sam.
Myślałam, że dostanę szału, gdy zza rogu wyszła trójka ludzi, śmiali się strasznie głośno... Chwila, to Ed! Z tą kelnerką i jakimś facetem.
Wstałam pociągnęłam nosem i podbiegłam do nich.
-Klucze. - wychrypiałam.
Mój głos trochę zareagował na mróz.
Cała trójka wbiła we mnie swój wzrok.
-Masz moje klucze. - powtórzyłam i Ed zaczął szukać w swoim plecaku kilku kawałków metalu.
Ton mojego głosu nie należał wtedy do miłych.
-Spokojnie, rudolfie. - powiedział ten drugi facet.
-Rudolfie?- wykrztusiłam - Siedź sobie kilka godzin na zewnątrz, bo jakiś kretyn miał w plecaku Twoje klucze!- krzyknęłam i wyrwałam rudzielcowi moją własność z jego ręki. Odwróciłam się i szybkim tempem ruszyłam pod swoje drzwi. Czułam ich wzrok na plecach.
Gdy skręcałam na swoje schodki, poślizgnęłam się i upadłam na tyłek. Ed podbiegł do mnie i łapiac od tyłu za moje ramiona, usiłował mnie podnieść.
-NIE DOTYKAJ MNIE! - wrzasnęłam.
Nie wiedziałam, że potrafię tak głośno krzyczeć. Chłopak ze zdziwioną miną odsunął się. Wstałam, podniosłam torbę, otworzyłam drzwi i wreszcie znalazłam się w domu.
Zaczęłam krztusić się własnymi łzami. Zignorowałam Jareda i podbiegłam od razu do łazienki.
Szybko rozebrałam się i wskoczyłam pod prysznic. Gorąca woda parzyła moje lodowate ciało, ale ja stałam i wpatrywałam się w swoje stopy. Zakręciłam wodę i owinęłam się ręcznikiem. Chciałam z siebie zmyć wszystko to, co działo się teraz w moim ciele.
Poszłam na górę po coś do ubrania. W domu było chłodno, zapomniałam wtedy zamknąć okien w salonie. Ubrałam czarne legginsy, t-shirt i ukochane kapcie z głowami tygrysa. Włączyłam w kuchni elektryczny czajnik i zabrałam się za zrobienie kawy. Nie obchodziło mnie to, że jest późno. Potrzebowałam kawy.
Ktoś zapukał do moich drzwi. zapukał, nie zadzwonił.
-Alice!?- usłyszałam kobiecy głos -Alice, to ja! Cindy!
Rozdziawiłam usta, Związałam włosy w kucyka i podeszłam do drzwi. Dziewczyna nadal pukała jak najęta. Wyjrzałam przez wizjer, żeby zobaczyć czy przyszła sama.
Odkluczyłam drzwi i nacisnęłam klamkę. Weszła uśmiechnięta i zaczęła zdjemować buty i kurtkę.
-Cześć. - przywitała się.
-Chcesz coś do picia?- zapytała, kierując się do kuchni.
-Herbaty. Strasznie zimno na zewnątrz co?
Podałam jej kubek i biorąc swoją kawę, poszłam do salonu. Usiadłam na kanapie uprzednio okrywając się kocem, który tam leżał. Cindy usiadła obok, a Jared wepchnął się pod koc i tam zasnął.
-Też mam kota tej rasy. - powiedziała. - Mitch nazwał go Wyatt-Blue. A Twój jak się nazywa?
-Jared.- rzuciłam.
Gdyby nie to, że moi rodzice wychowali mnie na gościnną osobę, nawet bym jej nie wpuściła. Chciałam spędzić sama trochę czasu
-Kim był ten chłopak, który nazwał mnie "rudolf"?- zapytałam.
-To właśnie był Mitch, mój mąż.
-Mąż? - zdziwiłam się - To ile macie lat?
-Dwadzieścia trzy. - odpowiedziała i zaśmiała się - Słuchaj, przyszłam żeby dowiedzieć się czy wszystko w porządku?
-Eee...Nie do końca. - oznajmiłam - W co Ed jest zamieszany?
-Ja...Nie mogę Ci powiedzieć.
Ściągnęłam usta w prostą kreskę.
-Ed... On, po prostu jest głupi. Mógłby iść na policję i... i... powinnam już milczeć. Studiujesz? - zmieniała temat jak zawodowiec, nie chciałam, ale pozwoliłam manipulować jej tematem.
Po godzinie wyszła.
Byłam tak zmęczona, że zasnęłam na kanapie, wraz z moim małym mężczyzną - Jaredem.
* * *
Gdy obudziłam się rano, od razu wiedziałam, że ten dzień będzie do bani. Czas miesiączki.
Pomyślałam, że dzis mogę zrobić sobie wolny dzień. Potrzebuję tego, moja pusta lodówka potrzebuję zakupów.
Wzięłam z szafy spodnie, sweter i bieliznę i poszłam wziąć prysznic.
Przygnębienie nie opuściło mnie od wczoraj. Uświadomiłam sobie, że sto lat nie rozmawiałam z Leslie. Właściwie, jeżeli martwiłaby się o mnie, to sama by zadzwoniła, nie?
ubrałam się i poszłam przygotować śniadanie dla siebie i kota. Nawet Jared widział, że jest coś ze mna nie tak. Nietknął swojego jedzenia, ocierał się cały czas o moją łydkę, jakby próbował w ten sposób powiedzieć "wszystko będzie w porządku".
Dopiła kawę i wyciągnełam z szafy swoją grubszą kurtkę. Gdy upewniłam się, że wszystko co potrzebne na zakupy mam ze sobą, wyszłam z domu i ruszyłam w stronę pobliskiego marketu. Skąd mam pieniądze na wszystko? Więc, moja babcia przesyła mi co miesiąc sześćset funtów, a rodzice opłacają studia.
Jakoś na wszystko wystarcza.
Zakupy zajęły mi w sumie lekko ponad godzinę. Nie dałabym rady donieść wszystkiego sama, więc zadzwoniłam po taksówkę. Kierowca okazał się na tyle serdeczny, że pomógł mi wnieść wszystko na ganek. Zapłaciłam mu i wróciłam do domu. pochowałam wszystkie zakupy gdzie się nalezą i wreszcie zaczęłam sprzątać. Uwinęłam się z tym do trzynastej.
Usiadłam z laptopem na kanapie i zalogowałam się na skype'a. Leslie była dostępna, zadzwoniłam do niej. Na kamerce moje oko strasznie się wyróżniało. Odebrała.
-Alice!- wykrzyknęła radośnie szczerząc się - Co ty masz z twarzą?
Jak zwykle bezpośrednia.
-Ah, to nic. - machnęłam ręką. - Jakiś dzieciak rzucił mi snieżką w twarz. - wymyśliłam.
-Ok. Trzeba było iść z nim na policję. - uwierzyła!- Nie powinnaś być teraz na zajęciach?
-Powinnam... Ale mogę wytłumaczyć się paskudnym bólem brzucha i kompletną niedyspozycją do zżia z jakąkolwiek żyjącą jednostką.- szybko odpowiedziałam.
Brunetka przerzuciła oczami.
-Masz miesiączkę, tak?
-A jakże.- mruknęlam - Jak rodzice i Katie?
Katie to siedemnastoletnia siostra Les. Poznałam ją , kiedy przyjechała na całe wakacje do siostry dwa lata temu. Natomiast nigdy nie poznałam jej rodziców.
-Wszystko w porządku... Wiesz, świąteczna gorączka i...
Jej mina zmieniła się na zmartwioną. - Tata i Katie trochę się pokłócili. Jest nerwowo, cały czas ją obraża.
-Ale co się stało?- zapytałam marszcząc brwi.
Dziewczyna westchnęła wbiła swój wzrok w coś co stało obok niej.
-Katie powiedziała nam, ze jest w 4 miesiącu ciąży.
wypuściłam głośno powietrze.
- Po świetach zabieram ją do siebie. Nie chcę narażać ją na stres. Ja i Jimi przeniesiemy się do salonu, a Katie zamieszka w pokoju. - odpowiedziała. Rodzina zawsze na pierwszym miejscu.
-Wiadomo chociaż kto jest ojcem?
-Ona mówi, ze to i tak nieważne, bo on nie chce tego dziecka.- warknęła ukazując pogardę wobec tego człowieka.
-To okropne!- krzyknełam, Jared, który spał na drugim końcu kanapy gwałtownie podniósł pyszczek do góry. Musiałam go obudzić.
-Wiem...No, ale Alice co u Ciebie?
U mnie? Kilka dni temu wprowadził się niedaleko chłopak. Pożyczyłam mu swoje notatki, potem wylądowałam przez niego w szpitalu, zdążyłam poznać jego przyjaciółkę i jej męża. co najdziwniejsze chłopak z każdym dniem ma kilka nowych siniaków i tym podobnych, a ja strasznie się o niego martwię, choć jednocześnie boję.
-U mnie? Nic, wszystko po staremu. - odpowiedziałam i się usmiechnełam.
-Kłamiesz.- rzuciła . O nie, czy ona o czymś wie?- Masz na twarzy limo i do tego masz okres. - dodała po chwili i zaczeła sie histerycznie smiać.
Zawtórowałam jej śmiechem, niestety sztucznym.
-Wysłałam do Szkocji prezent dla Ciebie.- oznajmiła i przeczesała dłonią włosy.
-Mam nadzieję, że będę mogła bez obaw otworzyć go przy rodzicach. - rzekłam i zachichotałam.
W zeszłym roku od panny Johns dostałam komplet pornosów. Myślałam, że ją za to zabiję.
-Oczywiście, że tak! - oburzyła się lekko. - W ogóle to co wysłałaś tutaj doszło dzisiaj rano. nie mogłyśmy się z Katie doczekać i otworzyłyśmy.
Zawsze to samo. Moje prezenty dla nich, nigdy nie doczekały się prawdziwej Gwiazdki. Od dwóch lat wysyłam tez prezent dla Katie. Chciałam być miła.
-Spodobało się?- zapytałam lekko przejęta.
-Tak! Marzyłam o tej płycie. Katie spodobała się ta ksiażka. Jest już w połowie. Oh, gdybym ja była takim molem książkowym to...
Kupiłam Leslie płytę zespołu Coldplay a Katie książke pt. "Buszujący w zbożu". Les nawijała wciąż o tym co by było gdyby, a ja na przemian robiłam zaskoczoną do rozbawionej miny. Chwilkę po piętnastej musiała się rozłączyć. Pora rodzinnego obiadu.
Zamknęłam laptopa i poszłam do kuchni. Postanowiłam zrobić jajecznicę.
Gdy przekładałam gotowy posiłek na talerz, ktoś zadzwonił dzwonkiem przy drzwiach. Zalałam szybko patelnie wodą i wsadziłam ją do zmywarki. przejrzałam się w lustrze w przedpokoju i otworzyłam drzwi.
-Dzień dobry. Jestem pani sąsiadką.- powiedziała starsza pani.
-Dzień dobry, tak wiem pani Clearwater.
-Chciałam zapytać się czy mogłabyś mi dziecko pożyczyć litr mleka? Zabrałam się za robienie sernika, a zapomniałam, że nie mam mleka...- odparła lekko speszona.
-Jasne, proszę wejść.
Kobieta została w przedpokoju, a ja poszłam do kuchni. Z powodu, ze mleko szybko u mnie znika, kupiłam dwie zgrzewki. Wręczyłam kobiecie karton z mlekiem.
-Dziękuję! Jeżeli Tobie czegoś zabraknie to przychodź. Do widzenia.
-Do widzenia!- krzyknęłam za nią.
Uśmiechnęłam się lekko pod nosem i wróciłam do kuchni po jajecznicę. Ledwo co usiadłam na kanapie, a dzwonek znowu rozbrzmiał w moim domu.
-Cholera. Chyba nie będzie mi dane Cię zjeść.- powiedziałam do jajecznicy i poszłam do drzwi.
Pewnie pani Clearwater czegoś jeszcze zapomniała. Otworzyłam drzwi, ale nie zobaczyłam w nich sąsiadki.
-Ed?- jęknęłam.
-...mi też miło Cię widzieć. - powiedział i odchrząknął. - pomyślałem, że przywiozę Ci notatki z dzisiejszych zajęć, pan Harrison zadał świąteczną rozprawkę.
-Okay. -rzuciłam.
-Alice... przepraszam...
-Jeżeli zdecydujesz się powiedzieć mi, o co w tym wszystkim chodzi, odezwij się.- zatrzasnęłam mu drzwi przed nosem i wreszcie mogłam zjeść swoją pewnie już zimną jajecznicę.
Niestety, nawet tego nie mogłam zrobić. Przynajmniej smakowało Jaredowi.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Witam :) mam nadzieję, że podobało się wszystkim. To już czwarty rozdział!!!
Miałam dodac rozdział wczoraj, ale pojechałam na zakupy szkolne.
Eh szkoła tuż tuż! Szczerze mowiac nie moge sie doczekac.
te moje dziwactwa hahaha
Mysle, ze to ten czas, w ktorym moze byscie powinni napisac cos o moim ff? (HASZTAG = #SHEERANFF) Miło by mi było ☻☻☻
proszę o podpisywanie się w komentarzach nazwami z twittera, jeśli można :)
chcesz być powiadamiany o nowych rozdziałach? napisz o tym w komentarzu.
mój twitter : @just__ride
miłego dnia
xx